Zróbcie sobie wnuka

Znacie to? Dziewicze słoneczne plaże, lazurowe wody i bezchmurne niebo, a wśród tych rajskich widoków ich dwoje, mąż i żona, na zasłużonych wakacjach. Może to dopiero podróż poślubna, może od roku planowany i wyczekiwany urlop. Szczęśliwi i beztroscy na garstce selfie wrzuconych na fejsa. I wtedy wsród komentarzy pojawia sie ona, ciotka-dobra-rada.

„Pięknie, ale do szczęścia przydałoby wam się jeszcze maleństwo.”

„Może pomyśleli byście o bobasie? Już najwyższa pora.”

Albo całkiem z grubej rury: „Tyle już po ślubie, a wy dalej bez dziecka?”

Na końcu takiego komentarza tradycyjnie pozostawia niezobowiązującą emotkę, takie przymrużenie oczka, bo to wszystko rzucone tylko żartem. A w głowie cioteczka już im życzy „jakiejś” wpadki na tych wakacjach. No bo jak to tak? Para bez dziecka?

Przecież życzenia gromadki dzieci, bez napominania oczywiście , aż tak sie nie odważają (w tym miejscu jestem mocno szydercza, jakby ktoś wątpił) pojawiają sie już na przyjęciu weselnym. Przed ślubem nie można być w ciąży, ale po złożeniu przysięgi jak najbardziej. I to jak najszybciej… Najlepiej zaraz po przysiędze, za przyczyną Ducha Świętego…

Wychodzi na to, że model 2+0 jest jakimś odchyleniem od normy, stanem o wysokiej entropii, zagrażającym społeczeństwu rozpadem.

Skoro zdecydowali sie na wspólne życie, to przepraszam, nie są debilami i wiedzą, jakie mają potrzeby, marzenia, pomysł na własne małżeństwo. Decyzję o posiadaniu potomstwa podejmą we właściwym sobie czasie i świadomie, a nie bo JUŻ BY WYPADAŁO. I chyba szkoda więcej nad tym dyskutować.

Ludzie wejdą z butami w każdy najbardziej intymny aspekt życia. Rodzina czasem czuje się szczególnie uprzywilejowana w tej kwestii. A jeśli chodzi o rady związane z dziećmi, to już w ogóle jest to temat rzeka, którego nie przeskoczysz…

Dlatego moje drogie młode małżeństwa, wspólne życie zaczynajcie już z myślą o wnukach!

Otagowane , , , , ,

A ty jak wychowujesz swoje dziecko?

Przychodzi taki czas, kiedy człowiek uzmysławia sobie, że pasowałoby dorosnąć… Taka anegdotka:

Przebieram synka, widzę, że trochę się niecierpliwi, no to robię miny. Średnio pomaga, wskakuję więc na wyższy level – śpiewanie – to zawsze wywołuje uciechę na tej słodkiej bułczanej twarzyczce i wyłącza pewne niepożądane zachowania z jego strony (szczególnie chodzi tu o silne wykopy przy ekstra wkładzie w pieluszce). No więc z moich ust płynie optymistyczna nuta tej piosenki:

„Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły, zapaliły papierosy, wyciągnęły flaszki, chodnik zapluły…”

…no i po jakimś czasie przeszłam w nucenie, bo dotarło do mnie, że przydałoby się zmienić repertuar. Póki jeszcze słów nie rozumie. Przynajmniej mam taką nadzieję.

 

Otagowane , , , ,

Hejt na hejterów

Tak się składa, że o hejcie kulturalnym pisać da się na okrągło. Przykładów do krytykowania można mnożyć na pęczki. Mimo, że nie czepiam się wszystkiego jak leci, tę szczególną zadrę w moim sercu stanowią przypadki bezmiernej głupoty, klapek na oczach i chamstwa. Tu czuję się usprawiedliwiona w obrażaniu. W tym, jak to na mnie przystało, rozwlekłym wstępie upchnę też dygresję na temat tego, że hejtować innych to ostatnio potrafię jedynie przy osiągnięciu dosyć wysokiego stopnia niezadowolenia z ludzkości i na ogół spokój mego ducha jest niezmącony niczym fale bezmiernego oceanu… Ale jak wiadomo – sztormy się zdarzają – i właśnie wtedy nie mam oporów i wyrzutów sumienia przed osądzaniem. Każdemu czasem się należy.

A dziś swoje rozważania skupiłabym na samej istocie hejtu i temu zjawisku jako całości. Skąd się bierze?

Chyba najczęstsze hejtowanie, i to najbardziej brutalne, spotkać można w Internecie. Dzięki Bogu w realnym życiu takiego hejtu nie spotkałam, chociaż mogłabym wrócić to jednego wydarzenia z przeszłości, ale przypominanie sobie tego nie dałoby mi żadnej korzyści i nie potrzebuję stawiać się w roli ofiary. Nie musicie wylewać na mnie współczucia, bo swoje złe doświadczenia przetrawiłam i jestem już o wiele silniejsza.

Wracając do sedna hejt internetowy może być dogłębnie okrutny. Dość, że przypomnę sprawę Filipa Chajzera, która pewnie wielu z was obiła się o uszy. Wykorzystywanie do upokorzenia innej osoby tragedii, która ją spotkała, jest poniżej wszelkich norm. Mechanizm jednak skuteczny, bo potrafi łatwo i dogłębnie zranić, stąd często stosowany jest przez osoby kierujące się nienawiścią. Ogólnie rzecz biorąc hejterzy najczęściej chwytają za te najprostsze, niewymagające finezji, a przy tym niskie jakościowo chwyty erystyczne. Swoją argumentację opierają na osobistych atakach i obrażaniu.

Jakie działki przypisali sobie hejterzy? Co ich tak boli?

typ komentujący wygląd – zazdrości, że wyglądasz lepiej, ale dupska z kanapy nie ruszy, albo znajduje sobie w swoim mniemaniu osobę mniej atrakcyjną, aby oblewać ją szambem i tym samym sobie dodać kilka puntów w wyborach miss/mistera osiedlowego podwórka i spelunoklubów

typ wyższy intelektualnie, „pan inżynier” – pozjadałem wszystkie rozumy i będę dawać nauczkę innym, do wygłaszania pouczeń uprawnia takiego hejtera ukończenie studiów na wyższej szkole seryjnego produkowania magistrów i dyplom zajebistości w życiu

typ żyjący jedynym i prawdziwym życiem – żyjesz jak ja tak naprawdę bym chciał, ale nie pozwalają mi na to wychowanie rodziców, moje własne ograniczenia i brak odwagi, dlatego będę pisać, jaki twój model jest zły i w ogóle do dupy, lepiej strzel sobie w łeb

To pierwsze lepsze typy, jakie przyszły mi do głowy. Każdy może dodać coś swojego. Ogólna zasada tak „niskiego hejtu” jest prosta – zgnoję cię, to zaburzy twoje poczucie wartości, a ja będę się wznosić na fali twoich negatywnych uczuć, bo to nienawiść i chora satysfakcja mnie napędza (poza 40 łyżeczkami cukru dziennie).

Reagować czy nie? Według mnie nie, bo jakakolwiek reakcja to woda na młyn. Jednak do takiej postawy ciężko dojrzeć. Jeżeli hejt jest w choć kilku procentach skuteczny, to ciężko usiedzieć na miejscu i nie odbić piłeczki. Dla własnego spokoju lepiej nauczyć się odpuszczać. Mnie niewątpliwie pomogło w tym  sarkastyczne podejście do świata.

Zdarzają się jednak ekstremalne i poważne przypadki, łamiące wszelkie przyjęte normy i prawo. Wtedy do sprawy należy podejść metodycznie i dobrze zaplanować swoje postępowanie. Czasem nauczka jest konieczna, choć nieprzyjemna to sprawa ją wymierzać. Tego nikomu nie życzę. Niech hejt będzie dla was jak odległe brzęczenie much nad g*. Tym optymistycznym i jakże obrazowym porównaniem życzę wam spokojnego tygodnia.

 

Znalezione obrazy dla zapytania haters gonna hate

Otagowane , , ,

„Im bar­dziej poz­naję ludzi, tym bar­dziej kocham zwierzęta”

Mam dwoje futerkowych towarzyszy życia: kocura i kotkę. Oba bardzo wrażliwe, z tym, że inaczej to okazują. Kocurek uwielbia przyklejać się do kogoś na kolana podczas drzemki. Kotka z kolei jest pozornie zdystansowana – na kolana nie przyjdzie, brać się na ręce też raczej nie pozwala, chyba, że na krótko. Jedynie wabi wzrokiem i prosi o pieszczoty, kiedy ma zasypiać – wtedy jest rozkosznym mruczkiem – ale to ty musisz do niej podejść i zachowywać się wg jej protokołu.

Ostatnio w nocy taka sytuacja: budzę się po 3 godzinach snu i już wiem że łatwo znów nie zasnę, coś mnie podświadomie męczy, nagromadzony stres otrzeźwił mnie doszczętnie. Wiercę się w łóżku, chodzę po domu, w końcu po jakichś dwóch godzinach kładę się z książką – trudno będę czytać do świtu, a potem mieć bardzo kiepski dzień… Nagle któryś bąbel wskakuje na łóżko i gramoli się na mnie z głośnym mruczeniem i maślanymi oczkami. Pewnie już się domyślacie, że to była…. kotka. Słodkość – level expert. Ci którzy, chociażby z dziećmi oglądali kreskówkę Pingwiny z Madagaskaru zdają sobie sprawę, jakie specjalne efekty powoduje włączenie takiej super mocy w pełnej krasie (porównajcie postać Szeregowego). Po tym, jak minęło chwilowe niedowierzanie, zalała mnie dosłownie fala szczęścia i wszystkie napięcia odpłynęły. Do tego stopnia, że zasnęłyśmy razem, jak dzieci…

I tak się teraz zastanawiam… Pewnie część osób zarzuci mi naiwność i wyśmieje nadinterpretację. Ale wrażeniu oprzeć się nie mogę i dumna jestem z tego, jaki ten mój kot okazał się mądry. I pomógł mi wtedy, kiedy to naprawdę było konieczne, wyczuł moje kiepskie chwile.

Nie od dziś uważam, że zwierzęta są niedoceniane w ogólnej opinii. Odmawia się im rozumienia i wrażliwości. Wiadomo, to nie ludzie (nie ma sensu oceniać wyłącznie w „naszych” kategoriach), są odmienne, ale na swój sposób dużo potrafią zrozumieć. Chociażby konie świetnie odzwierciedlają w swoim zachowaniu ludzkie lęki i dlatego mają silne działanie terapeutyczne.

Wydaje mi się jeszcze, że społeczeństwo, między innymi poprzez obecne spłycenie informacji, ocenia zwierzęta bardzo prosto i pobieżnie, na zasadzie uproszczonych przeciwieństw. Są brzydkie i ładne – groźne dorosłe psy i słodkie małe szczeniaczki, itp. Laseczki z Fejsa i Insta potrafią się zachwycać zdjęciami małych kotków, a jak spotkają takiego na ulicy, to nawet nie zwrócą na niego uwagi. Albo kiedy dociera do nich artykuł o znęcaniu się nad zwierzęciem, to szybko odrzucają od siebie temat jedynie po przeczytaniu nagłówka – nie chcą się absorbować, to jakieś takie niewygodne psychicznie czytać „smutne” newsy. A udawanie, że nie widzi się problemu pozwala mu dalej istnieć. Dlaczego tak wielu to nie obchodzi?

Tak trudno po prostu okazywać zwierzętom szacunek? Chyba najbardziej jego brak widać przy potyczkach słownych wegan/wegetarian z mięsożercami. Ludzie, czasami już mi słów brak… W tych dyskusjach nie chodzi o udowodnienie czyja racja jest większa, kto jest wspanialszą i cenniejszą dla świata osobą, przekrzykiwanie się, czy nawet zastraszanie. Zarówno jedzenie, jak i niejedzenie zwierząt powinno być oznaką szacunku wobec nich. Dla każdego wybór powinien być podejmowany w zgodzie w własnymi przekonaniami, uczuciem i rozsądkiem. I nie może być narzucany innym, wystarczy przy odgrzebaniu tematu kulturalnie porozmawiać o swoich motywach, po to aby wzajemnie się zrozumieć.

 

Otagowane , , ,